Daniel przyglądał się nieprzytomnej dziewczynie. Aleksy cały czas nalegał, żeby zadzwonić po pogotowie, ale przyjaciel mówił, że to bardzo zły pomysł. Dotknął jej głowy i spojrzał na blondyna.
- Nie jadła - powiedział i sięgnął po wilgotną szmatkę, którą przemył jej czoło.
- Co znaczy, że nie jadła? - w głosie Alka można było usłyszeć nutkę przerażenia.
- Każdy... wampir, nawet ja, musi spożyć raz w życiu spożyć krew, żeby przeżyć - spojrzał mu w oczy. - Ona jeszcze nigdy się nią nie pożywiła. Więc... Mam taką głupią prośbę, a raczej pytanie.. Czy zgodziłbyś się poświęcić?
- Zwolnij, zwolnij! - chłopak odskoczył od przyjaciela z wyciągniętymi przed sobą rękami. - Co znaczy, że mam się poświęcić?
Daniel widząc jego reakcję uśmiechnął się od ucha od ucha, i kiwnął mu głową w stronę kuchni. Chłopak przełknął ślinę i ruszył w tamtym kierunku, nie wiedząc czego się spodziewać. Ten uczynek był najlepszym przykładem tego jak bardzo ufał Danielowi. Uważał, że skoro jego najlepsza przyjaciółka darzyła go zaufaniem, to dlaczego on miałby tego nie zrobić?
- Nic się nie bój - odezwał się chłopak zza pleców Alka. - Usiądź proszę cię na krześle. Jeżeli się zgodzić, pobiorę od ciebie... jedną trzecią szklanki - w tym momencie postawił ją przed blondynem. - Myślę, że tyle wystarczy.. Resztę zapełnię swoją krwią. Zgadzasz się?
- No powiedzmy - powiedział niechętnie. - Co mam zrobić?
Daniel jeszcze raz się uśmiechnął i podszedł do apteczki. Jako jedyny w tym domu wiedział, co znajduje się w ich zaopatrzeniu. Prawdopodobnie dlatego, że jego mama była pielęgniarką, bądź też dlatego, że po skończeniu szkoły chciał iść na studia medyczne. Sięgnął po strzykawkę, igłę, wodę utlenioną i parę wacików. Miał nadzieję, że Alek nie boi się krwi... Bądź przynajmniej nie odleci mu, kiedy będzie mu ją pobierać. Podszedł do niego i szybko znalazł odpowiednią żyłę, do której się wbił.
- Ani nie drgnąłeś - uśmiechnął się do niego.
- Czy my jesteśmy w przedszkolu, że mam drgać? - warknął, próbując ukryć swój strach. - Poza tym, nie bolało.
- Cieszę się - szepnął i wyciągnął igłę z jego ciała. Przelał jego krew do szklanki i sięgnął po nóż, chcąc rozciąć swoją dłoń, ale nie zdążył tego zrobić, bo Alek odebrał od niego narzędzie.
- Stój! - patrzył na niego jak na wariata. - Co ty wyrabiasz?
- Posłuchaj, nic mi się nie stanie - sięgnął po nóż i dokończył swoje zadanie, przelewając swoją krew do szklanki.
Aleksy musiał odwrócić głowę, bo zaczęło mu się robić słabo. Jednak to za dużo jak na jeden dzień. Kiedy szklanka się napełniła, przyjaciele wrócili do dziewczyny. Nadal leżała nieprzytomna i wyglądała jakby nie żyła, chociaż pewnie tak jest. Daniel położył dłoń na jej potylicy i przyłożył do jej ust szklankę. Delikatnie podniósł jej głowę, żeby mogła się napić. Z tym jak dziewczyna zaczęła pić, jej skóra nabrała kolorów. Otworzyła oczy i spojrzała na chłopaków.
- Kim jesteście? - zapytała jeszcze swoim słabym głosem.
- Jestem Daniel, a to jest Alek - kiwnął głową w jego stronę. - Czy pamiętasz co się stało?
Podniosła się i oparła się o oparcie sofy. Zamknęła oczy, próbując sobie wszystko przypomnieć. Po chwili po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Daniel sięgnął po jej dłoń, chcąc jej dodać otuchy.
- Co się stało?
- To był dzień jak co dzień... Rano miałam trening, potem zakupy, a potem postanowiłam się posprzątać przy grobie mojej babci. Siedziałam tam przez jakiś czas, nie wiem czemu, ale lubiłam tam przebywać... Czułam jej obecność. Kiedy miałam się zbierać, usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się i ktoś za mną stał... - dziewczyna zmrużyła oczy, chcąc sobie przypomnieć jego twarz.
- Kto za tobą stał?
- Nie pamiętam - pokręciła głową. - Gdybym go zobaczyła, to na pewno poznałabym go... Ale wróćmy do tego, co się tam stało... Bo.. jak go zobaczyłam, to czułam, że tracę przytomność. Obudziłam się w kostnicy i spanikowałam, bo przecież dlaczego miałabym się tam znaleźć? No i uciekłam.
- Jak nas znalazłaś? - Daniel dalej ją wypytywał.
- Miałam sen - mruknęła. - Widziałam waszą dwójkę i jeszcze jedną osobę... dziewczynę, bardzo ładną dziewczynę... ale miała ponurą minę.
Chłopaki spojrzeli się po sobie, doskonale wiedząc o kim mowa.
- Jak się nazywasz? - zapytał Alek.
- Anastazja.
W tym samym czasie w jednej z kawiarni w centrum siedział Kruk. Popijał już trzecią z kolei kawę, co jakiś czas wyglądając przez okno. Nie przywykł do tego, że musi na kogoś czekać. Zazwyczaj nie umawiał się z nikim, nie przepadał za rozmowami z ludźmi. Kiedy usłyszał dzwonek nad drzwiami, uniósł głowę i spojrzał na kobietę, która weszła do środka. W spokoju przyglądała się ludziom póki w końcu nie trafiła na jego wzrok. Lekko zadrżała, ale on już tego nie dostrzegł.
- Spóźniłaś się - mruknął, kiedy usiadła naprzeciwko niego. - Znowu.
- Zamknij się - warknęła, kładąc obok siebie torebkę. - To ty zawsze się spóźniałeś.
- Właśnie, ja! - uśmiechnął się, słysząc jej postrzeżenie.
Kobieta wzięła parę wdechów, wiedząc, że próbuje ją zdenerwować.
- Proszę o wybaczenie - starała się włożyć w to tyle jadu, ile tylko mogła - musiałam wziąć prysznic, bo jak pewnie już wiesz, dopiero co wróciłam ze Szkocji.
Kruk zagryzł wargę i następnie nachylił się nad stolikiem, że ich twarze dzieliła niewielka odległość.
- I jak tam było?
Kobieta zamknęła oczy, walcząc z chęcią wyjścia stąd.
- Możesz przejść do rzeczy? O co chodzi? Dlaczego tak bardzo zależało ci na tym spotkaniu? Bo chyba nie chodziło ci o wypytywanie mnie o tym jak było w Szkocji.
- Nie denerwuj się, Magdo - znowu się uśmiechnął, widząc jak się w niej gotuje. - Złość piękności szkodzi, nie słyszałaś o tym?
- Łukasz, cholera jasna! - wrzasnęła tak głośno, że wszyscy spojrzeli się w ich kierunku. Ta zakryła usta dłonią i czuła jak jej policzki czerwienieją. - Mów czego ode mnie chcesz...
Z twarzy Kruka znikł uśmiech.
- Pamiętasz Maksyma?
Magda złapała swoją torebkę i wstała.
- Idę stąd.
- Nie - złapał jej dłoń i przeszło przez jego ciało przyjemne ciepło. - Tylko ty możesz mi pomóc.
- Pomóc? - spojrzała w jego oczy. - Jak mam ci pomóc? Już raz przez niego straciłam mi bliską osobę... Ja już się w to nie bawię, Łukasz... Ja mam syna - do jej oczu zaczęły napływać łzy. -Nie chcę, żeby przeze mnie cierpiał, już za dużo się nacierpiał.
- Pomóż mi, to nie będzie już cierpieć - przeniósł wzrok na ich dłonie, nadal ją trzymał i nie chciał jej puścić.
- W czym? - opadła na krzesło, przyglądając się jego twarzy.
- Pomóż mi go zabić.
- Zabić, tak? - nerwowo się zaśmiała. - Sylwia już raz próbowała. I jak skończyła? Zginęła, zostawiając swojego syna... Też mam tak zrobić?
- Do jasnej cholery, Magda - Kruk po raz pierwszy od dłuższego czasu warknął, wywołując dreszcze na ciele kobiety. Nachylił się do przodu tak, że czuła ona na swojej twarzy jego oddech. - To jest twoje zadanie... Ja jestem Łowcą Twórców, czy ty?
Kobieta pokręciła głową.
- Skończyłam z tym.
- Kiedy?
- Kiedy pozwoliłeś jej zginąć - warknęła z gniewem.
- Pozwoliłem? - zmarszczył czoło, czując się jakby otrzymał z liścia w twarz. - Starałem się jej pomóc. Tyle, że nie mogłem.. - odchylił się do tyłu, przypominając sobie zdarzenia z przeszłości. - Wiedziałem, że stracę albo ją... albo ciebie - ostatnie słowa powiedział tak cicho, że nawet Magda ledwie je dosłyszała.
- W takim razie powiedz mi... - przetarła łzy, które zaczęły spływać po jej policzkach. - Powiedz mi, dlaczego wybrałeś mnie? Tylko ja nie miałam męża, tylko ja nie miałam czekającego na mnie syna... Ona to miała, więc do cholery, dlaczego ja? Dlaczego mnie uratowałeś?
Mężczyzna przetarł dłonią swoje usta. Miał nadzieję, że nigdy nie będzie musiał się tłumaczyć ze swojej decyzji. Pochylił się i spojrzał na podłogę.
- Ponieważ cię kocham, Magda.
Podniósł głowę a w jego oczach pojawiły się łzy. Nigdy nie widziała go płaczącego. Jego wyznanie spowodowało, że wszystko tak jakby ucichło. Przez lata zastanawiała się, co może usłyszeć, ale nie spodziewała się tego. Poderwała się na krześle i odeszła. Tylko nie potrafiła tego zostawić i znowu się wróciła do stolika. Była cała w nerwach, jej dłonie całe drżały.
- Kochasz mnie? - powiedziała z zarzutem.
- Tak, kocham cię - znowu spojrzał na nią, znowu czuła jego pewność siebie. - Zakochałem się w tobie pierwszego dnia, kiedy zobaczyłem cię w miasteczku. Byłaś wtedy jeszcze bezbronną osiemnastolatką, która sprzedawała lody w parku.
- Byłeś tutaj, kiedy byłam dzieckiem?
- Tak, postanowiłem tutaj wrócić po sześćdziesięciu latach.
- Wychowałeś się tutaj? - spojrzała na niego w szoku.
Kruk pokiwał twierdząco głową.
- Tak, chodziłem nawet do tej samej klasy, co przyjaciółka Aleksego, Nina. Dlatego moja osoba nie dawała jej spokoju, wiedziała, że mnie skądś kojarzy... I była blisko rozwiązania sprawy, gdyby nie to, że
została porwana.
- Porwana?
- Rozmawiałem z jednym z jej przyjaciół i powiedział mi, że Nina i Maksym wyjechali razem. Lecz doskonale wiemy, że to nieprawda. Więc jeżeli nie chcesz pomóc mi, to pomóż jej.
Kobieta spuściła głowę i zaczęła kiwać się do przodu i do tyłu na krześle. Nie wiedziała już, co o tym wszystkim myśleć. Podniosła głowę i spojrzała na kamienną twarz Kruka, doskonale taką samą jaką znają jego uczniowie.
- Pomogę ci, ale tylko ze względu na tą dziewczynę - odsunęła się od niego, kiedy chciał ją dotknąć. - Wiesz ile lat czekałam na te słowa? Tamtej nocy, kiedy mnie uratowałeś, miałam nadzieję, że je usłyszę. Lecz ty po prostu się zmyłeś, jak zwykły tchórz! I co? Po siedmiu latach wracasz i mówisz mi, że mnie kochasz? Nie ufam ci już, rozumiesz? Znajdę tego dupka i go w końcu zabiję, a wtedy... ty zmyjesz się z mojego życia na zawsze.
Nim Kruk zdążył coś powiedzieć, Magda wybiegła z kawiarni.
W końcu! W końcu to napisałam! Ach, jestem z siebie dumna, ale co tam, że jest druga w nocy. Czyli teraz poznaliście prawdę o Kruku, zaskoczone? Czy może jednak ktoś się domyślał, że tak to będzie wyglądać? Postaram się jak najszybciej napisać kolejny rozdział i cóż, pora po nadrabiać Wasze rozdziały... Pewnie dużo tego, ale cóż, wakacje wakacjami, lecz teraz trzeba wrócić do pracy.
Pozdrawiam,
Kinga.